Dowiedziałem się ,że podobno bardzo dawno temu,może jeszcze przed II Wojną Światową,dzieci uczyły się takiego wierszyka. Imię Marek mam ,a dynię bardzo lubię.
Marek i dynia
Idąc z odpustu w jesiennej dobie,
Marek pod dębem chciał spocząć sobie.
Gdy się w swych myślach rozmarzył trochę,
przyszły mu na myśl nadzieje płoche.
Czemu Bóg w dziełach tak doskonały
stworzył na dębie tak owoc mały.
Na takim drzewie co tyka nieba
przynajmniej dyni się rodzić trzeba.
Wtem nagle spada żołądź z wysoka,
mało nie stracił jednego oka.
Lecz wtedy rzecze: „Wie co Bóg czyni
dobrze, że nie ma na dębie dyni”